Zawsze,jak zabieram się za tego typu naszyjniki,myślę sobie,aaa już tyle ich zrobiłam,że pójdzie mi jak z płatka.Potem mija tydzień,drugi,a ja ciągle się przy nim dłubię.Odkładam,dla odprężenia robię coś lżejszego i wracam z powrotem.Najbardziej nie lubię nawlekania maleńkich koralików na zbyt gruby sznurek.Aby nanizać taki koralik każdą końcówkę sznurka topię nad świeczką i szybko,jeszcze gorący skręcam w palcach formując cienką igiełkę,przez którą mogę już przełożyć takie 2 mm maleństwo.W tym naszyjniku,aby zrobić frędzelki musiałam stopić kilkadziesiąt sznureczków,nawet liczyć mi się nie chciało.
Naszyjnik robiony na zamówienie i...nie wiedziałam,jak go nazwać ,więc jest "Bezimienny"